Na Hali Długiej całkiem zimno. Najpierw obserwuję stado siwerniaków (tak mi się wydaje, że to to), które próbują w zmrożonej ziemi znaleźć coś do jedzenia. Ich obiad przerywa nagle samica krogulca (jestem tego prawie pewien, ale kto tam wiem :-). Atak niestety/na szczęście nieskuteczny. Speszona drapieżniczka odlatuje na pobliskie drzewo. Dobre kilkanaście minut czekam z aparatem, aż łaskawie odleci, niestety nie bardzo przejęła się sesją zdjęciową. Zrezygnowany i zmarznięty idę dalej w stronę schroniska. Jednak co chwilę zerkam, czy aby krogulec nie rusza się. W pewnej chwili, oczywiście niespodziewanie słyszę charakterystyczny dźwięk z góry, patrzę, a tam wcześniej dość niemrawy krogulec zatacza koła nad moją głową. Nie do końca jestem pewien, czy robi to w pokojowych zamiarach. Po tym przedstawieniu, znów odlatuje na drzewo (inne tym razem), aby przez kolejne minuty spokojnie siedzieć, nie robiąc sobie nic z mojej obecności. W pewnym momencie zerwał się z drzewa i poleciał gdzieś w stronę Kiczory...