Wczesnym ranem, znów przy dźwięku wszechobecnych klimatyzatorów i świerszczy, idę na dworzec Seville Santa Justa. Mając już wcześniej zakupiony bilet do Granady, czekam sobie na pociąg. Na stacji jeszcze śniadanko i kawa (strasznie mi się spodobało jedzenie śniadań gdzieś w przypadkowych miejscach, a to na mieście, a to na dworcu; no i zawsze ta wyśmienita kawa :-)
Dojazd do Granady, podobnie jak do Córdoby, pociągiem typu Media Distancia. Zauważyłem, że w pociągach zaszyta jest pewna inteligencja, ponieważ gdy tylko prędkość spada poniżej ok. 120 km\h, to wyświetlacze nie pokazują prędkości :-) Trasa do Granady jest bardziej wymagająca, bo prowadzi przez góry. Ale za to jakie widoki! Przez całe 3 godziny jazdy mam oczy wlepione w szybę i tylko wchłaniam to co za oknem.
Godzina 10:18 i pociąg melduje się na stacji w Granadzie. Mając w głowie wielkomiejskie dworce w Sevilli, Córdobie i Madrycie, tutejszy robi nieciekawe wrażenie. Zupełnie nie przystoi do samego miasta, ale na szczęście niedługo to się zmieni, bo w budowie jest już linia wysokich prędkości do Granady i w ramach tego projektu powstanie nowy dworzec. Z przystanku jeszcze kilka kroków równie nieciekawą Av de los Andaluces i nagle otwiera się wielka Granada. Skręcam w prawo w Av de la Constitución i rozpoczyna się spacer przez wielkomiejską i bardzo europejską część miasta. Środkiem alei prowadzi szeroki deptak, po bokach jezdnie, a wzdłuż drogi wysokie budynki. W miejscu gdzie kończy się aleja, na rozwidleniu dróg, skręcam w Calle Gran Vía de Colón. Tutaj jest jeszcze piękniej. O ile Sevilla i Córdoba mogą wydawać podobne dla turysty z innego kraju, o tyle Granada od razu sprawia wrażenie odmiennej. Tutaj inne są nawet sygnalizatory świetlne, jakieś takie bardziej eleganckie.
Ograniczony czasem (niestety!), szybko wpadam do katedry. La Santa Iglesia Catedral Metropolitana de la Encarnación de Granada jest całkiem młoda jak na katedrę, ponieważ musiała poczekać do momentu, gdy miasto zostanie opanowane przez katolików. Tak więc zaczęto budowę początkiem XVI wieku, by ukończyć dzieło w 1704 roku. Sama budowla jest imponująca, a ponadto mieści wspaniałe dzieła sztuki oraz Capilla Real - groby Królów Katolickich.
Zatem teraz ulicą Calle Reyes Católicos podążam na północ, aby wstąpić do jednej z licznych w mieście cukierni, na pyszne pieczywo z czekoladą :-)
Droga prowadzi co raz bardziej pod górę, zwłaszcza ostatni odcinek Cuesta de Gomérez. Piękne europejskie miasto kończy się przed bramą Puerta de las Granada. A za bramą? No właśnie.
Początkowo pod górkę uroczym lasem, aby przez Puerta de la Justicia rozpocząć podróż przez La Alhambra.
Najważniejszym celem dzisiejszego dnia jest La Alhambra. Zawsze było to jedno z największych moich marzeń podróżniczych no i w końcu jestem tutaj. Ze spraw organizacyjnych, to o bilecie najlepiej pomyśleć minimum 2 tygodnie przed wstępem, a najlepiej miesiąc, aby móc wybrać dogodną godzinę zwiedzania. Po zarezerwowaniu biletu przez internet, należy go sobie wydrukować w specjalnym automacie, którego postanowiłem własnie poszukać. Akurat przy Palacio de Carlos V znajduje się punkt informacyjny i okazuje się, że muszę przejść na wschodni kraniec całego kompleksu, bo tam jest główne wejście dla zwiedzających. Puerta de la Justicia była głównym wejściem do Alhambry, ale dawno temu :-)
Wydrukowałem sobie bilety i rozpoczynam zwiedzanie.
Wybrałem trasę w kierunku przeciwnym do proponowanego i najpierw będzie spacer po Generalife.
Generalife, czyli z arabskiego Jannat al-'Arif: Ogrody Najwyższego Architekta lub Ogrody Rajskich Rozkosz. Jeśli napiszę, że nigdy nie byłem w równie pięknym miejscu (i szczerze wątpię, aby to miało się zmienić), to powinno wystarczyć za całą relację. Obowiązkowo trzeba przejść całą, wyznaczoną trasę zwiedzania, ale też warto po prostu usiąść na jednej z ławeczek i oddać się atmosferze tego miejsca. Fantastyczne jest to, że nawet mimo tłumu turystów, Generalife cały czas posiada coś intymnego w swoim charakterze. Chociaż byłoby miło, gdyby tłumy zniknęły na ten jeden dzień :-)
La Alhambra, o ile Generalife pełniło funkcję rezydencji letniej, to tutaj cały zespół pałacowy funkcjonował jako oficjalna rezydencja emirów Granady z dynastii Nasrid. Wchodząc od strony Generalife, cały czas idzie się ogrodami, innymi, ale nie mniej pięknymi. Docieram po pewnym czasie przed dominujący gmach Palacio de Carlos V, budowli zupełnie nie arabskiej, bo postawionej przez Karola V Habsburga, który chciał sobie postawić własną rezydencję obok istniejących pałaców (które notabene były w użyciu przez Królów Katolickich). Tak jak w przypadku ingerencji w La Mezquitę w Córdobie, to coś budzi moje negatywne uczucia. Co można pozytywnego napisać o pałacu, to to, że mieści bardzo ciekawe muzeum archeologiczne i sztuk pięknych. Teraz czas na Palacios Nazaríes. Wstęp do środka tylko o wyznaczonej godzinie, którą wybiera się przy rezerwacji biletu. Wejście odbywa się co pół godziny, a mimo ograniczonej liczby miejsc, kolejka jest bardzo długa. Nic dziwnego jednak, bo zespół pałacowy jest nie z tej ziemi. Tyle niesamowitych wrażeń jednego dnia, a tu jeszcze do zobaczenia Alcazaba - cytadela: najstarsza część Alhambry. W porównaniu z misternie dekorowanymi wnętrzami pałacu, tutaj wszystko jest proste i surowe. I jeszcze ten fantastyczny widok na miasto. Z wolna, udaję się do głównego wejścia, aby oddać przewodnik dźwiękowy, ale na szczęście droga prowadzi przez całą długość Alhambry. To co można zwiedzać jest wystarczająco imponujące, ale przechadzając się wzdłuż ruin zastanawiam się jak piorunujące wrażenie musiała zrobić Alhambra na katolikach, którzy zdobyli to miejsce w 1492 roku. Nim opuściłem wzgórze, jeszcze raz zrobiłem sobie spacerek po Generalife. Niestety czas wracać.
Udało mi się skosztować Alhambry w cztery godziny i jest to absolutne minimum. Pośpiesznie udałem się do europejskiej Granady, żeby jeszcze przed odjazdem pociągu zobaczyć jak najwięcej. Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że bardzo żałowałem, że muszę w końcu odjechać stąd. Nim to jednak nastąpiło, włóczyłem się po najróżniejszych uliczkach miasta, z czego te najbliżej katedry wypełnione są straganami z różnistymi herbatami i ziołami (które oczywiście zakupiłem), owocami oraz pocztówkami, kubeczkami i koszulkami :-)))
Same miasto pozwala też odpocząć od tłumów, które skupiają się na Alhambrze.
Podsumowując: Granada najpiękniejsza!