Poniedziałek. Nowy tydzień w Madrycie :-) Dziś jest pięknie. Wczorajsza ulewa ładnie posprzątała miasto, a i niebo zrobiło się czyste. Słońce zaczęło ogrzewać miasto od samego rana. Nie zważając na zmęczenie (nie przypominam sobie, abym był tak padnięty np.: po górskich wyprawach), wybieram się na poranne, już tradycyjne śniadanko na mieście, a później spacer wzdłuż Paseo del Prado. Fajnie jest tak z rana popatrzeć na Plaza de Cibeles czy Museo del Prado :-))))))
Ale jak to w poniedziałki, muzea i galerie są pozamykane. Odstępstwem od tej smutnej reguły jest Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía, dlatego to jest mój plan na dziś. Jest to relatywnie młode muzeum, bo otwarte w 1992 roku. Ostatnimi laty poważnie rozbudowane, aby wzmocnić jego rangę w świecie sztuki współczesnej. Widzów z całego świata przyciągają prace przede wszystkim Pabla Picassa (dobrze poznany w BCN :-), Salvadora Dalego, Antonio Tàpiesa czy Joana Miró (dobrze poznany w BCN :-)). Wśród prac, prym oczywiście wiedzie Guernica.
Zaczynam z samego rana, o 10. Przy wejściu już jest kolejka oczekujących ;-) Ostatni bilet z Paseo del Arte zostaje odcięty, a ja zaopatruję się w przewodnik dźwiękowy. Cóż, materia jest dość trudna i bez wsparcia na pewno nie wyniósł bym tyle ze zwiedzania. Prac jest mnóstwo i dopóki pochodzą z początku XX w., jakoś potrafię dać radę. Chyba takim miejscem szczytowym jest wspomniana Guernica. Arcydzieło zajmuje osobną salę, otoczoną większymi pomieszczeniami, w których zgromadzone są powiązane zbiory: zdjęcia, szkice, filmy dokumentalne o wojnie domowej. Ale wracając do głównego dzieła. Robi niesamowite wrażenie na żywo, chociaż mocno przeszkadza tłum otaczający płótno. Bliżej podchodzą kolejne wycieczki szkolne, głównie z młodszych klas, a nauczyciele objaśniają co autor miał na myśli. Z resztą lekcje muzealne dla dzieci są bardzo popularne w Reina Sofía i nie tylko Guernica jest otoczona maluchami. Jedyny dyskomfort jest taki, że nawet w słuchawkach nie słychać lektora. W przeciwieństwie do pozostałych sal, w tej jednej z Guernicą nie wolno robić zdjęć, ale z pozostałych wielu amatorów próbuje wykonać fotografię. Niestety, przynajmniej dla mnie, efekt jest marny i nigdy nie zastąpi prawdziwego oglądania (wiem, że brzmi to potwornie snobistycznie, ale tak jest :-)
Co raz to młodsze prace w muzeum nie wywołują we mnie większego wrażenia (może dlatego, że ich nie rozumiem, a może dlatego, że jestem już zmęczony). Dlatego wybieram cafeterię na parterze, aby chwilę odpocząć przy chocolate y churros :-). Po woli staje się to podstawą mojej diety :-)) Cafeteria znajduje się w nowoczesnym budynku z którego widać np.: wielką muzealną bibliotekę. Po odpoczynku jeszcze grubo ponad godzinę spędziłem na wystawie współczesnych artystów hiszpańskich i wróciłem na bardzo obiadek.
Najedzony, udaję się na miasto. Pogoda jest zdecydowanie letnia. Postanawiam zasmakować nieco sjesty. Wybieram królewski ogród botaniczny przy Paseo del Prado. W samym sercu miasta można dobrze odpocząć przy dźwięku ptaków, które skutecznie zagłuszają samochody z dwóch kilku pasowych głównych arterii Madrytu. Przy wejściu do ogrodu znajduje się sklep z różnistymi nasionami. A w ogrodzie bogactwo roślin, bliżej wejścia różnokolorowe tulipany, dalej jeszcze niekwitnące inne kwiaty i krzewy. W parku można znaleźć stare, ponad dwustuletnie drzewa, różne gatunki starych róż, rośliny tropikalne. Spotkałem też kota, rybki w 2 dwóch sadzawkach (ciekawe jak często wymieniają rybki), wiele wróbli i 2 sroki (czyli odwrotne proporcje jak w Polsce :-). Z przyjemnością spaceruję wszystkimi dróżkami parku, aby w końcu usiąść i poopalać się.
Wypoczęty, udaję się do kolejnego parku, aby kontynuować wypoczynek. Trochę bardziej na zachód, znajduje się wielki Parque del Retiro. Oba są bardzo blisko Prado i Atochy, tak więc i mieszkańcy, i turyści chętnie korzystając z możliwości skorzystania z chwili wytchnienia. Park wygląda na bardzo zadbany, bardzo przyjemnie spaceruje się szerokimi i węższymi alejkami. Madryt jest już bardzo zielony. Przyjeżdżając w środę, jeszcze nie wszystkie drzewa były zielone. Dziś, głownie dzięki wczorajszej ulewie, roślinność jakby znalazła dodatkową energię, aby rozkwitnąć. Do tego dziś jest piękna pogoda, zaryzykowałbym, że nawet za ciepło :-) W parku jest wiele ciekawych miejsc do sprawdzenia i staram się zobaczyć wszystkie. Często robiąc sobie przerwy na czytanie książki o Madrycie na parkowej ławeczce. Z obiektów w parku najciekawszy wydaje mi się staw Estanque na którym pływają amatorzy wiosłowania w wypożyczonych łódeczkach. Wygląda to na prawdę super. Na chwilę wychodzę z parku, aby zobaczyć jeden z symboli Madrytu: Puerta de Alcalá. Jest to neoklasycystyczny, granitowy łuk triumfalny, zbudowany dla uczczenia 20-lecia panowania Carlosa III. W tym miejscu niegdyś przybysze z Barcelony i Francji wjeżdżali do miasta. Ja po zrobieniu paru zdjęć, wracam do parku, aby dalej się opalać...