Od dworca Montparnasse, wycieczkę oprowadza najlepsza paryska przewodniczka: Marysia a.k.a. marianka (!UWAGA!, to jest reklama najlepszego geobloga :-).
Po godzinie jazdy pociągiem, jesteśmy w Chartres. W moim przypadku, jedno z turystycznych marzeń zostało spełnione.
Oczywiście celem jest katedra. Widać ją już z pociągu, niestety brak pocztówkowego kadru z budowlą wyrastającą prosto z pola. Kilka kroków w przystanku kolejowego i jesteśmy przed. Trochę szkoda, że fasada akurat w remoncie. Przed zwiedzaniem katedry udaliśmy się do informacji turystycznej po mapkę miasta oraz na pyszną kawę i croissanta do przed-katedralnej Le Serpente.
Jeszcze wczesne godziny pozwoliły nam spokojnie zacząć zwiedzanie katedry. Nie obyło się bez trudności, bo słynny labirynt okazał się nie do przebycia (skuteczną przeszkodą jest rząd krzeseł). Jednak co tu wiele pisać, w środku jest fenomenalnie. Jak można się spodziewać, najwspanialsze są słynne witraże, na świecie nie ma jednego miejsca, w którym byłoby ich więcej. Ten słynny błękit ... eh, coś genialnego. Do dziś nie do końca wiadomo, jak w średniowieczu uzyskiwano taki kolor. W czytaniu witraży pomaga obiektyw z dobrym przybliżeniem (lub jak ktoś woli lornetka). Będąc w środku, katedra nie sprawia wrażenia tak wielkiej, jaką na prawdę jest. Na zewnątrz obowiązkowo trzeba zwrócić uwagę na piękne rzeźby oraz łuki przyporowe - geniusz średniowiecznej inżynierii. Z katedrą związanych jest wiele ciekawostek: religijnych, astronomicznych, mistycznych czy z zakresu inżynierii. Przynajmniej część z nich przybliża film "Chartres Cathedral - A Sacred Geometry": http://youtu.be/NeGdvTgROfw . Polecam!
Temat witraży kontynuowaliśmy w Le Centre International du Vitrail. Można tam na przykład z bliska przyjrzeć się witrażom z katedry. Dalsze zwiedzanie miasteczka przebiegało wyznaczoną trasą, zgodnie w instrukcjami Pani Przewodniczki. W tarasowych ogrodach poniżej katedry (ze wspaniałym widokiem na wspomniane łuki przyporowe), chwila przerwy na rysowanie kartek pocztowych.
W ramach szlaku turystycznego, wstąpiliśmy do kolegiaty Saint-André. Dość surowe wnętrze kryje wystawę fotografii. Warto wstąpić do środka. Dalej, po przekroczeniu rzeczki Eure, zrobiło się jeszcze przyjemniej. Chartres jest bardzo urokliwe i świetnie pozwala odpocząć od za-dużego i zbyt-tłocznego Paryża :-).
Przed powrotem pod katedrę, jeszcze dwa gotyckie kościoły: duży St. Pierre oraz mniejszy u 'ufreskowany' St. Aignan.
12:30 i jesteśmy z powrotem pod Katedrą w Chartres. Teraz pięknie oświetlona jest południowa strona budowli. W sam raz, aby podziwiać piękne rzeźby. Niestety z wolna zbliża się godzina powrotu do Paryża, zatem udaliśmy się w stronę dworca, zahaczając jeszcze o Place des Épars, pod nim prochy francuskich rewolucjonistów, a przy placu całkiem ciekawy budynek Médiathèque.
Co mi się podobało w Chartres: Wszystko!
Nic mi się nie podobało :-)
Bardzo chętnie jeszcze kiedyś wrócę tam.
Aha, Francja jest dziwna. W Chartres, miejscowości, która powinna być zorientowana na turystów, nie ma poczty na dworcu kolejowym i nie da się też kupić znaczka pocztowego w dworcowym sklepie z gazetami. Hmm....