Wczesnym ranem, przy dźwięku klimatyzatorów i świerszczy, pomaszerowałem na dworzec Seville Santa Justa, aby skorzystać z zakupionego wczoraj biletu do Córdoby. Bezpośrednie połączenie pociągiem typu Media Distancia tam i powrót to wydatek 20 euro, przy czasie podróży 1h 20min (trzeba pokonać około 140km). Podobnie jak w Sevilli, dworzec w Córdobie został wybudowany w ramach projektu szybkich kolei. Tutaj warto skorzystać z informacji turystycznej i przynajmniej zdobyć mapkę :-)
Z dworca jeszcze kilkanaście minut spaceru (najprościej szeroką aleją Avenida de los Mozárabes, która zmienia nazwę na Avenida de la República Argentina, a następnie na Avenida del Conde de Vallelano) i już jest 'prawdziwa' Córdoba. Niestety od rana jest dość pochmurnie, ale cały czas liczę na prawdziwe, andaluzyjskie słońce!
Moje zwiedzanie zaczynam od Barrio de San Basilio - fragmentu starego miasta, najbardziej wysuniętego na południowy zachód. Uwielbiam poranne zwiedzanie, tak dobrze można docenić fenomenalny klimat miasta, zwłaszcza urokliwą plątaninę wąskich uliczek, z biało-żółtymi domami. Ciągle jednak kierowałem się w rejony najbardziej oblegane przez turystów.
Tak, najpierw przechodzę koło Alcázar de los Reyes Cristianos, aby już po chwili być przed Wielkim Meczetem - La Mezquita.
W tym miejscu obowiązkowo muszę napisać coś o historii Córdoby. Tak więc swego czasu było to jedno z najwspanialszych miast na świecie, prawdziwa perła w Europie. Jeszcze wcześniej, gdy miasto nazywało się Corduba, trafili tu Rzymianie. Z czasem miasto stało się stolicą prowincji Hispania Baetica. Czy wiesz, że Seneka urodził się w Córdobie? Kolejny, najważniejszy moim zdaniem, okres w rozwoju miasta rozpoczął się w 711, gdy przybyli tu Arabowie z północnej Afryki. Zastąpili oni osłabioną monarchię Wizygotów i w ciągu pięciu lat miasto awansowało do roli stolicy Al-Andalus. Szczególnie zasłużył się Abd ar-Rahman I, ostatni z dynastii Umayyada (pochodzącej z Damaszku, pozostali zostali zamordowani przez rywalizującą rodzinę Abbasid). W Córdobie założył nową dynastię i niezależny emirat. Silny, centralizowany kraj opierał się przede wszystkim na rzemiośle i handlu. W roku 929 Abd ar-Rahman III przyjął tytuł kalifa i rozszerzył władzę na półwysep Iberyjski oraz północną Afrykę. Rozpoczął się ponad stuletni okres największego splendoru, podczas którego rozbudowano istotnie Wielki Meczet.
Napiszę tylko tyle, że wrażenie z pobytu we wnętrzu jest trudne do opisania... Zapraszam do zobaczenia kilku zdjęć, które udało mi się zrobić, mimo ograniczonego światła.
Ale muszę napisać o istotnym elemencie obecnej La Mezquity. Po rekonkwiście w 1236 roku chrześcijanie wytrzymali aż do roku 1523, kiedy to biskup Alonso Manrique uzyskał zgodę wuja swego, imperatora Karol V Habsburga, aby zbudować katedrę wewnątrz meczetu. Niech najlepszym podsumowaniem ostatecznego dzieła będzie to, że koniec końców, imperator żałował swojej decyzji, gdy tylko zobaczył postępy prac w czasie swoich odwiedzin Córdoby (tutaj król postanowił wpaść na miesiąc miodowy). Było już niestety za późno na wstrzymanie prac. Dla mnie jest to ewidentny przykład barbarzyństwa.
Ochłonąć można pod drzewkami pomarańczowymi - Patio de los Naranjos - obowiązkowy element meczetu.
Co dalej? Skierowałem się pod statuę Archanioła Rafała :-) - patrona Córdoby. Następnie rzymskim mostem przez rzekę Guadalquivir pod wieżę Calahorra. Wróciłem jednak do starego miasta, aby powłóczyć się uliczkami. Podobnie jak w Sevilli, spacer przypomina zwykle błądzenie, gdyż jest to istny labirynt. Zwiedziłem też mijany na początku Alcázar de los Reyes Cristianos. Bez dwóch zdań, jest to miejsce obowiązkowe do zobaczenia. Szczególnie ogród, może nie jest duży jak na standardy Andaluzji, ale bardzo ładny! Z ciekawostek wypada na przykład wspomnieć, że alcázar służył jako główna rezydencja dla Izabeli I Katolickiej i Ferdynanda II Katolickiego. Jeśli ktoś nie spodziewał się Hiszpańskiej Inkwizycji, to na pewno nie w Córdobie, bo tutaj mieściła się 'kwatera główna'. Stąd prowadzona była kampania przeciw Granadzie - ostatniej ostoi Arabów na półwyspie. Wreszcie, w roku 1492, gościł tutaj Krzysztof Kolumb, który szykował się do pierwszej wyprawy do Indii.
Obowiązkowo trzeba zrobić sobie przerwę na kawę. Polecam Catunambú: El café de Andalucía! Kawa z siedzibą w Sevilli, reklamuje się tak: El café tiene que ser negro como el ébano, caliente como el infierno, dulce como el amor y puro como un ángel. Chociaż dla niektórych za mocna, takie sąsiedztwo było przy moim stoliku i w końcu nie obyło się bez sporej ilości mleka. Eh, niemieccy turyści ... :-)
Ale wracamy na szlak, zwiedzać! To może jakieś muzeum dla odmiany? W mieście jest bardzo ciekawe Museo Arqueológico. Pierwsza miła rzecz to to, że dla obywateli Unii Europejskiej wstęp jest darmowy. Druga to taka, że kolekcja jest całkiem, całkiem. Ponadto, budynek znajduje się nad rzymskim teatrem, nad którego pozostałościami można spacerować.
Nieubłaganie, zbliża się już koniec dnia, niestety z każdą chwilą co raz bardziej uświadamiam sobie, że jeden dzień na Córdobę to zdecydowanie za mało. Jeszcze jedno urocze miejsce - Calleja de las Flores (uliczka kwiatów) - wąska uliczka otoczona białymi murami domów, z gęsto uczepionymi donicami z kwiatami.
Kolejne, które należy zobaczyć, to Synagoga. Dzielnica Żydowska musiała być swego czasu bardzo istotna (i bogata), ponieważ sąsiadowała z murami otaczającymi królewskie apartamenty. Obecny kształt dzielnicy, choć pomniejszony, przypomina ten, z czasów kalifatu. Labirynt wąskich, krętych uliczek. Synagoga znajduje się przy Calle Judios (ulica Żydów). Wchodzi się przez mały dziedziniec to równie niewielkiego budynku. Została zbudowana za panowania Alfonsa XI w stylu Mudéjar, a zwłaszcza ornamenty przypominają arabskie pałace.
Koniec na dziś. Czas na pociąg iść. Ale kiedyś na pewno tutaj wrócę.